wtorek, 23 lipca 2013

Elizabeth Growd cz.V

Hej. Nie zgrałam zdjęć, nie chcę mi się. Niedługo dodam... Mam nadzieję.


                              V
Elizabeth poruszała się ostrożnie, około dwadzieścia metrów za postacią. Tajemnicza osoba przestała się już oglądać i szła pewniejszym krokiem. Poruszała się wyraźnie w stronę parku potem do niego weszła i skierowała się na ławkę, na której jeszcze wczoraj siedziała Elizabeth czekając na ojca. Postać doszła do ławki zdjęła kaptur i usiadła. Elizabeth schowała się w krzakach około dziesięć metrów od tajemniczej dziewczyny. Wkrótce zza rogu wynużył się... Ojciec. Ojciec Elizabeth. Dziewczyna przełknęła ślinę, jakby bojąc się, że zaraz będzie świadkiem morderstwa. Lecz jej ojciec przywitał się z dziewczyną, a ta dała mu skrzynkę i odeszła. A raczej chciała to zrobić, bo mężczyzna ją zatrzymał. Powiedział coś, a ona westchnęła i odbiegła. Ojciec uśmiechną się złowrogo i odszedł razem ze skrzynką. Elizabeth nic z tego nie rozumiała. "Kim była ta dziewczyna?" "Czego chciał od niej ojciec?" "Co było w skrzynce?" Zadawała sobie takie pytania wracając do domu dzieka. Niestety, nie potrafiła udzielić sobie na nie odpowiedzi. Westchnęła głośno i weszła przez ciemny korytarz do swojego pokoju. Było po jedenastej.
                                                                   
                                                                      ***
Dziewczyna obudziła się przed siódmą. Ubrała się, umyła i zeszła na podwórze. Zastała tam Laurę siedzącą pod drzewem ze szkicownikiem.
-Nic jej nie powiem-pomyślała Elizabeth-nie będę jej zawracać głowy swoimi problemami.
-Cześć!-powiedziała już na głos.
-Och, cześć-odparła Laura. Miała podkrążone oczy-źle dzisiaj spałam-wyjaśniła szybko.
-Acha. Co rysujesz?
-Takie tam... Bazgroły.-Elizabeth zajrzała przyjaciółce przez ramię. Na kartce narysowana była postać w kapturze.
-Wygląda jak dementor-zauważyła.
-Masz racje-Laura odłożyła ołówek i szkicownik-chodźmy, zobaczymy, czy w gnieździe są ptaki.
Elizabeth nie miała ochoty iść do lasu, ale postanowiła się poświęcić. Ma w końcu cały dzień, żeby pomyśleć o wydarzeniach poprzedniej nocy.
-Dobrze-odparła-daj mi chwilę, wezmę lornetkę-poszła i po chwili wróciła z lornetką w recę-możemy iść.
Kiedy dotarły i wdrapały się na drzewo, z przykrością stwierdziły, że ptaków jak nie było, tak nie ma. Elizabeth, za pomocą lornetki spenetrowała okolice w poszukiwaniu ptaków. Niestety, wszystkie które dostrzegła, miały swoje gniazda.
-Hm. Czy to nie dziwne, że tu jest to jajko? Przecież ptaki składają jaja wiosną, a jest sierpień-zauważyła Laura.
-Rzeczywiście-przyznała Elizabeth-nie pomyślałam o tym.
Dziewczyny chwilę siedziały w milczeniu, a potem stwierdziły, że czas iść na śniadanie, bo jest już po ósmej, a śniadanie jest o w pół do dziewiątej. Poszły więc zostawiając gniazdo z jajkiem na pastwę losu.

                                                                     ***
Nadszedł wieczór. Słońce zachodziło za horyzont, księżyc świecił lekko i niepewnie. Ptaki skończyły śpiewać, wył jakiś pies. W oddali słychać było pociąg. Elizabeth siedziała w krzakach i pilnowała, czy nie wyjdzie ta sama dziewczyna co wczoraj. Siedziała tak jakiś czas, aż punktualnie o dziesiątej dziesięć z drzwi wyszła czarno-włosa dziewczyna. Elizabeth zacisnęła zęby i starała się nie wydać żadnego dźwięku. Tajemnicza osóbka posuwała się szybko znów się rozglądając. Kiedy zniknęła za rogiem Elizabeth poszła za nią. Znów była świadkiem rozmowy dziewczyny z ojcem. Tym razem przekazała mu pakunek. Elizabeth była zbita z tropu...

Dziękuję i do zobaczenia!
Mounty
Zapraszam na aska :)

3 komentarze:

  1. Im więcje cyztam twoich historyjek,
    tym bardziej przekonuje się, że potrafisz
    bardzo ciekawie pisać. Wciągnęło mnei to . c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! :D
    "wygląda jak dementor" - <3 ^w^

    OdpowiedzUsuń